Przejście z dmuchanych na komórkę na przykładzie Soul’a 9m. Warunki głównie śródlądowe, czasem zatokowe. Dedykuję niezdecydowanym myślicielom rozważającym transformację.
1. START – banał. Samodzielny. W słabym warunie z okna, w mocniejszym z krawędzi (dla bezpieczeństwa na początku polecam z krawędzi puszczać w asyście drugiej osoby, która w razie niepowodzenia złapie latawiec i pomoże mu odnaleźć kształt). Bezpośrednio po starcie chwilę się trzepie, póki nie wypełni się do końca powietrzem, dlatego przed odpaleniem warto go podpompować wiatrem wtedy procedura jest bezpieczniejsza. Uwaga na wszelkie patyki , które w magiczny sposób potrafią się zaplątać w bridle w taki sposób, że ni cholery nie chcą dać za wygraną i zamiast iść do wody musisz się wylądować.
2. Stoi w zenicie na krawędzi okna która jest znacznie dalej na wiatr niż przy dmuchanym – ma się wrażenie jakby chciał spaść za plecy, ale o dziwo tak się nie dzieje. Przy bardzo słabym wietrze spada backstallując na krawędź spływu – inaczej jak pompka, która się obraca, inwertuje i ma ochotę zwalić się na łeb i opleść linkami.
3. Lata od 5 kts. Trzyma się sufitu, kiedy Twoja pompka dawno czułaby smak wody.
4. W powietrzu wszystko dzieje się WOLNIEJ. Wymusza to inny timing przy każdym manewrze.
5. MOC. 9M na 20m linek na halsie ma moc 11-12m pompki. Przy zakręceniu loopa przy starcie moc odczuwana na poziomie 14m pompki.
Start na deskę wymaga przyzwyczajenia w zależności od siły wiatru. Trzeba pamiętać , że krawędź okna jest bardziej na wiatr niż LEI.
Moc oddawana jest bardzo ŁAGODNIE i strasznie STABILNIE. Różnice siły wiatru w warunkach jeziorowego niestabilizmu są wyrównywane jak przez walec. Oczywiście to nie tak, że nie czuje się szkwałów, ale wszystko odbiera się znacznie łagiodniej. Siły na barze porównywalne są do Switchblade 12m. Zakres wiatrowy rozwala pompowańca.
6. RESTART – przyciągaj drążek jak spada LE do wody – napięte sterówki dają szansę na szybki restart na wstecznym, inaczej zaczyna się składać – 3x zdarzyło mi się do tej pory, że tip zaplątał się w uprząż. W każdym przypadku udało mi się takiego pokraka wystartować, ale tylko raz się rozplątał po uderzeniu o wodę. W pozostałych dwóch z latawcem w powietrzu wróciłem do brzegu i musiałem go rozplątać.
Jak jest trochę wiatru to można pokusić się za restart za sterówkę, jak w dmuchanym.
Jak nic nie wieje i czeka się na szkwał – każde pociągnięcie którejkolwiek linki kończy się przyciągnięciem „zwłok” do siebie i za chwilę można utonąć w spaghetti. Najlepiej usiąść na desce i po każdej próbie odwiosłować pod wiatr napinając linki. To nie pompka ze stałym szkieletem – NIE DRYFUJE. Pozytyw jest taki , że można na spokojnie poukładać sobie linki i napiąć je sposobem kajakarskim siedząc na desce.
7. LĄDOWANIE – Z kimś banał.
Sam – znajduję i sprawdzam miejsce, gdzie przy danym kierunku wiatru mogę go posadzić – wystarczająco dużo miejsca, brak przeszkód po zawietrznej, podłoże bez ostrych rzeczy oraz takich w co może się zaplątać. Do tej pory zdarzało mi się lądować za jakąś przeszkodą, choćby krzakami. Latawiec spada, składa się w pół, a ja uprawiam sprint na linkach. Przy słabym wietrze backstalluję i dochodzę do niego po wstecznych – czasami „wężuje” i może się poplątać.
8. SKŁADANIE – Bar przyczepiony to podstawa. Składam tip do tipa. Zwijam od tipa do środka, w sposób jakbym położył na poszyciu deskę o szerokości 15cm. Zwijam bar razem z częścią uprzeży na ile się da i chowam do pokrowca na bar (jest mokry, w piasku, ma wystające szczegóły które nieszczęśliwie mogą uciskać poszycie, wplątać się). Przed ostatnim ruchem rolowania latawca wrzucam do środka bar , kładąc od LE. Łamię latawiec na 3 i finito. Do transportu lotniczego proponuję ostatnio pokazaną na forum metodę żebro do żebra.
9. SUSZENIE – obowiązkowo po każdym moczeniu szmaty. Po każdym restarcie z wody musi minąć sporo czasu aby wysechł wewnątrz. Z moich obserwacji nie jest to 15 minut. Latawiec z zewnątrz jest suchy, ale w środku się KISI. Wystarczy włożyć rękę w sposób weterynaryjny przez któryś z otworów wlotowych lub wylotowych.
Wieszam delikwenta w garażu i następnego dnia jest zupełnie suchy.
10. BAR – testowałem za wskazaniami Marka różne długości linek i to jest KLUCZ DO SOUL’A. Latawiec ma tyle mocy, że można go kastrować w nieskończoność. Zaczynałem od setu barów: 32, 23, 17 i 12 m linek, szerokość drążków 52-56cm. Najlepiej mieć osobny bar do każdej długości linek. Przez jakiś czas używałem jednego baru z 12m linkami + przedłużki 4 i 8m. Przepinanie zabiera sporo czasu, szczególnie jak kumple mają sesję życia, a Ty czujesz się jakbyś jeszcze był w domu i wieszał pranie.
Szok kulturowy jakiego doznałem podłączając coraz krótsze linki jest nadal tak wielki, że zbieram szczenę z podłogi. Zauważyłem też , że nie korzystam z depower’a. Właściwy dobór linek (baru) do warunków i można zapomnieć, że coś takiego w ogóle było kiedyś niezbędne. Obecnie doszedłem do barów 20, 15 i 10 m linek. Na ten rozmiar latawca i moje 78kg oblatuję zakres 8-25 kts w którym czuję się w pełni komfortowo. Wydłużanie linek powyżej 20m powoduje, że latawiec odczuwa się bardziej jakby był powieszony na gumie od gaci. Ma się więcej czasu kiedy oddawana jest moc, ale nie odbywa się to już w tak bezpośredni sposób.
Jeden latawiec, bardzo markowa deska (pozdrawiam Marek!), 2 skrzydła, 3 bary załatwiają większość warunu na moim bajorze (do tej pory używałem 3 pompowańców).
Podsumowując. Na początku byłem ZAŁAMANY. Potrafił nieźle mną pomiatać. Ciągłe wątpliwości, bałem się jego mocy. Wiele rzeczy mi nie wychodziło. Zły timing, ciągłe topienie szmaty, niewłasciwa długość linek dobrana do siły wiatru, brak umiejętności w restartowaniu. Jeden raz się poddałem i wróciłem do mojej starej, ukochanej, pompowanej 9 na 32m linek – i co? Hmmm. Trudno się do tego przyznać przed samym sobą, ale to nie było to.
Jedno jest pewne – trzeba się w tą charakterystykę wjeździć. Żadne testy, pożyczenie na chwilę od kumpla, czy dni otwarte nie dadzą czasu na dokonanie obiektywnej oceny, czy jest to sprzęt dla Ciebie. Miłość przychodzi z upływem czasu. Kupiłem W CIEMNO i przyjąłem na swoje ego wcale niełatwe początki.
Fajnym rozwiązaniem żeby spróbować była w zeszłym roku akcja chłopaków ze Szczecina, gdzie po wpłaceniu kaucji można było dostać na 2 tyg PLKB Novą na 2 tyg – skorzystałem z tego, ale trafiłem na dziurę wiatrową i skończyło się na 2 dniach tt i 1 dnia na foilu.
Soul to świetny latawiec do freeride – można ciąć długie proste, ścigać się, ustanawiać swoje „życiówki” w speedzie. Skakać nie próbowałem – zakaz z uwagi na stan biodra po zeszłorocznym urazie. Z powodu swojej powolności przy zwrocie nie nadaje się do pływania freestyle/wave dla foil’a. Z tego powodu myślę nad drugim zestawem – krótka decha + onda i Peak4 w rozmiarze 4 i 5m albo Soul 6m (może jest znacznie szybszy?). Budżet podratowany – sprzedałem moje Switchblady. Powrotu do zakupu ponownie pompki dla siebie NIE WIDZĘ.
Waga, jakość użytego materiału, rozmiar po złożeniu rozwala w zestawieniu z możliwościami.
Obecnie jak pomyślę , że jest na tyle wiatru aby popływać z tym materacem nad głową czuję nagły wyrzut endorfin łechtających ośrodek wszelkiej przyjemności i zadowolenia. No i tyle do odkrywania….
OBOWIĄZKOWY MARKOWY DEKALOG!
Klepać 2x rano i 3x przed zaśnięciem
viewtopic.php?f=2&t=904&hilit=dekalog+dla+soul Powodzenia
Michu